You are currently viewing Gdy drzewo przysłania nam las. Historia lęku.

Historia larwy, panicznie bojącej się lasu.

Larwy, która po przeobrażeniu się w motyla, z lasu nie wychodzi.

Ta larwa i ten motyl, to ta sama, choć zupełnie już inna Ja.

Chodź doświadczyć cykora i błogiego ukojenia, za jednym zamachem.

Ci, którzy od trzech lat obserwują mój profil na Instragramie lub mojego bloga, nie są w stanie objąć umysłem tego, że jeszcze kilka lat temu panicznie bałam się lasu. Nie są w stanie zrozumieć, bowiem dziś na jednym wdechu, obudzona w środku nocy, mogę wyrecytować uzdrawiającą moc każdego poszczególnego terpenu, obecnego w drzewach.

Moc drzewoterapii. Moc sylwoterapii.

Moc wdychania do płuc terpenów, które te majestatyczne, leśne byty wytwarzają.


Ten lęk był bardzo silny. Abstrakcyjny wręcz.

I nie znam jego źródła. Nie doświadczyłam bowiem ze strony lasu, nigdy niczego złego.

Może winowajcą były ochoczo oglądane przeze mnie horrory, albo kryminały, które nie wiedzieć czemu, zawsze osadzały makabryczne morderstwa, właśnie w lesie?

A może zaciągnęłam ten strach z poprzednich wcieleń.

A może to powiedzonko: nie wywołuj wilka z lasu.

Nie mam pojęcia skąd ten strach, wiem jednak, że znalazł swoje miejsce w naukowej nomenklaturze.

Paniczny strach przed lasem to hylofobia.

Mimo to lęk był i powodował, że nie byłam w stanie pójść do lasu, nawet w towarzystwie innych osób. O czym przekonał się mój aktualny mąż, który nie znając mojej paranoi na tym punkcie, zaprosił mnie na drugą randkę, na spacer właśnie do lasu. A ja z tej leśnej randki zwiałam w popłochu, myśląc że się już więcej nie spotkamy.

Wierzę w to, że energia podąża za uwagą i to na czym ją koncentrujemy, to rośnie. Jeśli koncentruję się na strachu związanym z lasem, jeśli koncentruję się na tym, że po wejściu w jego ciemną otchłań napadną mnie dziki, kleszcze i gwałciciele, to jak myślisz? Co zamanifestuję? Co przyciągnę?

A więc jeszcze na studiach postanowiłam zmierzyć się z tym lękiem i pojechałam na urlop do mojej ówczesnej kumpeli w góry. Poszłam hardo sama na szlak. Szlak prowadzący przez gęsty las.

Otoczona śpiewem ptaków, ze ściśniętym ze strachu żołądkiem, rozglądałam się za nadchodzącym zza moich pleców zagrożeniem. Nasłuchiwałam, w poszukiwaniu dziwnych dźwięków. Każdy podejrzany szelest, dochodzący z krzaków, był dla mojego przerażonego umysłu sygnałem, że czas podkręcić produkcję kortyzolu i adrenaliny, przekierować odpływ krwi do kończyn, odciąć procesy trawiennie, by w przypadku nagłego zagrożenia ze strony chuj wie czego, prędko spierdalać, w dodatku chuj wie gdzie.

Energia podąża za uwagą, przypominam.

Zatem zagrożenie w końcu ujrzałam. W krzakach naprzeciwko mnie stał Pan, który oddawał się samodzielnym i cielesnym przyjemnościom, krzycząc do mnie: hej mała, dołączysz?

Nasrawszy w gacie, nie chcąc się dołączać, przypomniałam sobie naprędce słowa taty: w takiej sytuacji córciu, wyśmiej gościa, że ma małego i idź dalej, jakby nigdy nic!

Ale ja nie mogłam iść przed siebie, jakby nigdy nic.

Oddałam się więc szaleńczemu galopowaniu przed siebie, ile sił w nogach.

Uff. Ostatecznie przetrwałam. Jednak to doświadczenie tylko utwierdziło mnie w moim niedorzecznym lęku, za którym podążałam jeszcze lata. Przecież z rzeczywistością nie da się dyskutować, prawda?

Jak zatem z larwy, przeistoczyłam się w rzeczonego motyla?

Czasami bywa tak, że działamy pomimo lęku, bo gdzieś podskórnie czujemy, że w tym co wywołuje lęk, kryje się złoto.

Czasami bywa tak, że działamy pomimo lęku, bo nagroda po zmierzeniu się z nim, jest większa od tego lęku.

Jedno wiem jednak na pewno.

„Północny wiatr tworzy wikingów od wieków”, a LĘK KŁAMIE.

Lęk jest cholernym kłamcą.

I mimo, że jego geneza zapewniała nam przetrwanie, dziś w większości przypadków, lęk bezczelnie łże, patrząc nam w oczy. Będąc jedynie projekcją naszego wystraszonego doświadczaniem umysłu.

Lęk staje się drzewem, które przysłania nam las.

 

Sięgam po moje złoto, ukryte w soczystych koronach drzew!

Po przeprowadzeniu się w górską dzicz, nie miałam wyjścia. Zaczęłam powoli oswajać się z moim lasem za domem. Najpierw chodziłam do niego tylko z mężem. Potem zaczęłam wybierać się sama, z psem – ograniczając się jedynie do wyznaczonych ścieżek, nie wchodząc zbyt głęboko.

Cisza pozwala wybrzmieć…

Doświadczałam powolutku stanu, w którym las nie był zagrożeniem. Doświadczałam powolutku stanu, w którym zrozumiałam że więcej zagrożeń kryje się w betonowym świecie, w którym usilnie próbowałam przetrwać, pomimo że nawet nigdy nie chciałam do niego należeć…

I wtedy Wszechświat zesłał na mnie armageddon. Oczywiście za moim przyzwoleniem, bowiem wychodzę z założenia, że to my kreujemy naszą rzeczywistość.

Każdy sukces, każdą porażkę.

Każdy zysk i jednocześnie każdą stratę.

Wykreowałam zatem bardzo bolesną stratę, która przyprowadziła do mojego życia takie jakości jak: żal, smutek, gniew i stany zahaczające o depresję oraz nerwicę lękową.

I wtedy … właśnie wtedy drzewa wraz z żyjącymi tam duchami lasu, przywołały mnie do siebie mówiąc: chodź. Ukoimy Twój ból. Chodź. Tylko przychodź tu codziennie. Sama. Po prostu spaceruj. Po prostu bądź. Przyjmiemy Twój ból na siebie. Rozpuścimy go.

I przychodziłam. Codziennie. Dotykałam ich. Żaliłam im się. Płakałam. Wyłam. Uderzałam rękoma o ziemię. Kopałam nogami w liście leżące spokojnie na ściółce. A duchy lasu brały to cierpliwie i z pokorą na siebie.

I naprawdę nie przesadzę stwierdzając, że ten las mnie wtedy URATOWAŁ.  

Był moją ostoją, do której mogłam iść codziennie. Wytrwale słuchał, nie oceniał i służył tak potrzebnym mi wsparciem. Nie chcąc nic w zamian.

Zasilił mnie dawką zaufania, że wszystko wydarza się dla mojego najwyższego dobra.

Pomógł zmienić perspektywę, nabrać dystansu i zrozumieć, że nie zawsze to co się opłaca – warto, i że nie zawsze to co warto – opłaca się.

Ułatwił dostrzeżenie, że to co trwa, może przeminąć. I to co przemija, może trwać wiecznie.

Pozwolił balansować na granicy skrajności, w chaosie kontrolowanym, z którego narodził się spokój i równowaga. Po które ochoczo i z radością wracam <3


Podziel się w komentarzu swoją relacją z lasem!


z miłością

Daria.

DARIA JESZKA

Przebudzona Dusza – Przebudzona do życia z przestrzeni dzikiego serca.

Autorka bloga www.przebudzonadusza.pl, zajmująca się holistycznym prowadzeniem terapii konopnych, a także profesjonalnym copywritingiem, a więc tworzeniem treści dla firm, oraz kreowaniem stron internetowych.

Nie czuje radości, a jest radością.

Nie czuje miłości, a jest miłością.

Nie doświadcza obfitości, tylko codziennie się nią staje.

„JESTEŚ JEDNOCZEŚNIE ARTYSTĄ I DZIEŁEM SZTUKI”. R. Sokół. 

Dodaj komentarz