O co chodzi z tą całą strefą komfortu?
Postanowiłam stworzyć ten wpis, ponieważ od czasu do czasu
poruszam temat strefy komfortu na moich social mediach, i czuję że temat wymaga
szerszego kontekstu i wypowiedzi. Szerszego, niż pozwala na to format krótkiego
wpisu czy pogadanki nagranej na stories.
Dlatego zapraszam do przeczytania mojego postrzegania tego
tematu.
Czym jest strefa komfortu?
Strefa komfortu w moim poczuciu jest iluzją, którą tworzy
nasz umysł na podstawie znanych mu schematów i przekonań.
Umysł tworzy ją po to, by w pokręcony sposób nas chronić
przed rzekomymi zagrożeniami. I tak, pierwotnie ta funkcja umysłu ma sens.
Tyle, że dziś żyjemy w przebodźcowanym 21 wieku, i tych rzekomych zagrożeń jest
po prostu taka ilość, że umysł nie wyrabia w swoich zadaniach.
Po drugie umysł jest tak skonstruowany, by mówiąc
kolokwialnie – nie przemęczać się i „nie tracić energii”. On chce jej zachować zwyczajnie
jak najwięcej, by przetrwać.
Pokręcone, ale prawdziwe.
Oczywiście umysł ma też wiele innych funkcji, natomiast dziś
omawiam tylko kwestie związane ze strefą komfortu.
A więc umysł tworząc strefę komfortu skupia się na tym co
zna i co uznaje za bezpieczne.
To oznacza, że jeśli będziesz za tą strefą komfortu podążać
spiszesz się na życie życiem, które znasz, w którym nie doświadczysz zbyt wiele
nowego. Spisujesz się na życie którym być może już rzygasz. Tak Cię męczy.
Bo by doświadczać nowego musisz tę strefę opuścić, przekroczyć,
porzucić albo poszerzyć.
Szaleństwem jest bowiem robić coś ciągle tak samo i oczekiwać
zupełnie innych, nowych efektów.
Jak się tę strefę komfortu opuszcza, przekracza, porzuca lub
poszerza?
Są różne sposoby.
Ja zdaję sobie sprawę, że należę do osób które posługują się
dość mocnym przekazem i słowem. Dlatego, jeśli chcesz usłyszeć że strefę
komfortu: rozpuszcza, opuszcza lub poszerza się poprzez otulenie jej ciepłym,
kolorowym i mięciutkim kocykiem, w przyjemności i błogości, to być może czas
abyś skończył czytać ten tekst, albo dla odmiany zmierzył się z nim i poczuł np.
opór wobec moich słów. Opór będzie dla Ciebie także ważną informacją. A jeśli nie,
to chociaż poznasz inną perspektywę. Może kliknie, a może nie.
W każdym razie robiąc cokolwiek ze strefą komfortu spotkasz
się trudem. W moim mniemaniu sprzedawanie złotych porad w tej kwestii, czy
kursów za miliony monet, które raz na zawsze w lekkości pozwolą Ci żyć poza
strefą komfortu są delikatnym naciąganiem.
Bo u podstaw jakichkolwiek zmian praktycznie zawsze leży
trud i wysiłek.
Z którymi w mniejszym lub większym stopniu będziesz się spotykać
rozwalając po drodze swoje własne programy.
To będzie bolało, bo umysł nie będzie chciał Ci tego
odpuścić tak łatwo. Pamiętaj każda zmiana to dla niego wysiłek, którego nie
chce i przed którym Cię chroni.
Praca z mindsetem, umysłem, podświadomością, czy utartymi
schematami zawsze będzie się wiązała ze stawaniem oko w oko z własnymi
cieniami. Cieniami od których człowiek zazwyczaj ucieka.
Myślisz, że to nie boli? Że to nie kosztuje odwagi? Uwagi?
Poświęcenia?
Gdyby to było lekkie i przyjemne to po tej planecie
chodziliby sami mistrzowie i oświeceni. Tymczasem nie chodzą.
Być może mam tak, bo w to wierzę. Znam zasady prawa
założenia. Znam.
Jednakże na ten moment, na mój stan świadomości i
doświadczenia nie mogę stwierdzić inaczej.
Czy nazwiesz to opuszczaniem, poszerzaniem, wychodzeniem …
nie ma to znaczenia.
Krew i pot z czoła i tak się poleje.
I teraz dlaczego to jest tak ważne?
Bo życie jest zawsze za życiem.
I będzie dążyło do rozwoju.
Życie rodzi się w bólu. Każdy z nas przyszedł tutaj w bólu.
Myślisz, że na tym bólu się skończyło?
Rozwój to zmiana. A zmiana zachodzi poprzez rozpoznanie
swoich granic, a następnie przekroczenie ich.
To w jaki sposób je przekroczysz – czy poprzez pracę z
podświadomością, z umysłem, czy hipnozę albo inne narzędzia. Czy zrobisz to
poprzez siłowe i „wbrew sobie” rozwiązania.
TO INNA PARA KALOSZY.
KREW I TAK SIĘ POLEJE.
Ostatecznie i tak przekroczysz samego
siebie.
Jakkolwiek tego „siebie” definiujesz.
Bo tak w rzeczywistości to łamiesz tylko umysł. I ego. W tym
wypadku to dobrze zrobić coś wbrew sobie.
Uwierz mi – totalnie wbrew mnie jest morsować i odżywiać się
zdrowo.
TAK! Mój umysł woli siedzieć w ciepełku, żreć pizzę dzień w
dzień i popijać ją browarem.
Przez wiele lat podążałam za tym, robiąc to.
I myślisz, że co?
Że dziś wchodzę do mrożącej krew w żyłach wody, wybieram
zdrowy posiłek i czystą wodę, dlatego że w lekkości spadło na mnie takie błogosławieństwo?
NIE!
LAŁA SIĘ KURWA KREW.
Która leje się za każdym razem, gdy uświadomię sobie co odpierdalam
marnując czas, który tu otrzymałam. Marnując go, bo nie chcę się przekroczyć,
złamać czy zrobić coś „wbrew sobie”.
Tym bardziej, że to tzw. zmuszanie się do np. nowych nawyków
trwa tylko chwilę. Potem to już normalna, rutynowa rzecz wpisana w moje
istnienie.
I zrozum, że nie łamię się w fundamentalnych dla mnie
wartościach.
Jeśli moją wartością jest spokój, to nie zaburzę go sobie
toksycznym otoczeniem, bo wypada się z nim spotkać np. podczas jakichś „uroczystości”.
Nie o tym jest strefa komfortu. I jej łamanie. Ona jest o iluzji
bezpieczeństwa, a nie tym że wbrew sobie łamiesz swoje fundamentalne wartości.
Nie myl tego. Bo łatwo sobie to tak racjonalizować.
O czym w rzeczywistości jest strefa komfortu?
Strefa komfortu jest o tym, że boisz się zmienić pracę, bo w
tej Ci cieplutko, bo w tej jeszcze nie boli aż tak bardzo, by rzucić się na
zmianę i co za tym idzie – rozwój.
Strefa komfortu jest o tym, że wybierasz leżeć na kanapie i
żreć syf z marketu, zamiast iść na spacer, choć wiesz że ruch fizyczny i
pełnowartościowy posiłek, zamiast batonika jest dobry. I racjonalizujesz sobie
to złą pogodą i trudnym dniem w pracy.
Strefa komfortu jest o tym, że wolisz siedzieć cicho,
zamiast odezwać się i postawić granicę, gdy ktoś np. partner na Ciebie pluje. A
Ty rozkładasz parasol i udajesz, że pada deszcz.
Strefa komfortu NIE JEST o tym, że masz łamać się w
fundamentalnych dla Ciebie wartościach. Że wbrew sobie musisz przekroczyć swoje
fundamentalne i człowiecze granice. Nie myl tego!
Ponadto, by uzmysłowić Ci temat jeszcze bardziej podam
następny przykład.
Wyobraź sobie siebie, jako roczne dziecko, które jeszcze nie
chodzi.
Twoją strefą komfortu jest w danym momencie raczkowanie po
podłodze i odciążanie rodziców od jej zamiatania i codziennego latania na mopie :D.
Gdybyś nie postanowił tej strefy komfortu pewnego dnia dla rozwoju
i własnego dobra opuścić, gdybyś nie podjął tego trudu, tych bolesnych i
wielokrotnych upadków … to byś pełzał do dziś.
A jednak chodzisz, bo przekraczałeś swoje granice.
Dziś już tego nie robisz, bo poddajesz się umysłowi.
I na koniec jeszcze jedna ważna kwestia.
Strefa komfortu to i tak ostatecznie iluzja, bo prawa
Wszechświata zawsze dążą do rozwoju.
To oznacza, że i tak Cię z niej wypierdoli.
Pod postacią tzw. życiowych kryzysów.
To oznacza, że idąc za wcześniej przytoczonymi przykładami:
zwolnią Cię z roboty, zachorujesz, partner znajdzie sobie lepszą.
Boli co nie?
Wiem. Przecież ja ten ból też znam i odczuwam.
Dlatego, gdy rozpoznam że gdzieś jestem w tej strefie –
robię wszystko, by ją rozpuścić, przekroczyć, złamać, opuścić lub poszerzyć.
Nazwij to jak chcesz, dla mnie akurat w tym wypadku słownictwo nie ma
znaczenia.
Bo to i tak ostatecznie jest o tym samym.
O wyborze czy jestem za życiem, czy przeciwko niemu.
z miłością
Daria.
DARIA JESZKA
Przebudzona Dusza – Przebudzona do życia z przestrzeni dzikiego serca.
Autorka bloga www.przebudzonadusza.pl, zajmująca się holistycznym prowadzeniem terapii konopnych, a także profesjonalnym copywritingiem, a więc tworzeniem treści dla firm, oraz kreowaniem stron internetowych.
Nie czuje radości, a jest radością.
Nie czuje miłości, a jest miłością.
Nie doświadcza obfitości, tylko codziennie się nią staje.
„JESTEŚ JEDNOCZEŚNIE ARTYSTĄ I DZIEŁEM SZTUKI”. R. Sokół.